Tata Promyczka

posted in: O nas | 0

Jest absolutnym numerem jeden, najważniejszą osobą w życiu Promyczka. Tak, bywam o to zazdrosna, lecz z umiarem – w zasadzie i z reguły cieszę się, że tak się dobrali.

 

Zresztą silna więź, jaka ich łączy, nie jest przypadkowa: Tata Promyczka po prostu urodził się po to, żeby zostać ojcem. Sądzę, że jak na polskie standardy jest ideałem rodzica – nie tylko chętnie i dużo zajmuje się dziećmi, ale jeszcze bardzo to lubi (narzeka tylko dla zasady). Kryteria skandynawskie, z ich tacierzyńskim itp., zostawmy Skandynawom.

 

Generalnie Tata Promyczka szybciej odnalazł się w rodzicielstwie niż ja i zawsze podchodził do tego na luzie. Co dzieciom (i Mamie czasem też) bardzo się podoba. Nie przerażały go dzikie wrzaski noworodka, nie panikował przy podwyższonej temperaturze i nie biegł z rozciętym palcem na pogotowie. Jest cierpliwy, odporny na hałas i lubi towarzystwo dzieci. Wspaniale sprawdziłby się w roli przedszkolanki. Kiedy sytuacja mnie przerasta, bo właśnie znalazł się u nas tabun obcych dzieci, które wraz z Promyczkiem i Mgiełką stają się istnym zagrożeniem dla całego domu, a może i okolicy, Tata jest gotów trwać na posterunku i panować nad żywiołem (a ja dyplomatycznie idę sobie wtedy pobiegać). Niezrażony moją dezercją Tata jeszcze to stado nakarmi i napoi, zorganizuje konkurs i spacyfikuje. I co w tym wszystkim najdziwniejsze – nie sprawia wrażenie, jakby po takiej próbie był ledwo żywy ze zmęczenia.

 

Ma przy tym znacznie więcej beztroski niż ja. Generalnie – to dobrze. Choć na pewnym etapie chyba nie dopuszczał do siebie myśli, że jako rodzice mamy problem. Utarło się, że w tym domu rolę osoby zamartwiającej się pełnię ja – na wyłączność.

 

Tak się akurat złożyło, że w najtrudniejszych miesiącach pracy z synkiem Tata Promyczka musiał wziąć sobie urlop od ojcostwa. Z powodów od niego niezależnych i w celu realizowania misji, na której wszystkim nam zależało. Całe szczęście, że ostatnio dał sobie spokój z wielkimi wyzwaniami współczesnego mężczyzny i jego obsesje ograniczają się do koszenia trawy.

 

Odkąd Tata włączył się w ćwiczenia logopedyczne Promyczka, syn robi szybsze postępy niż kiedyś – z pewnością dlatego, że Tata jest wodzem i wielkim autorytetem, a w dodatku – i po pierwsze! – tymczasowym właścicielem motoru. Cieszę się, że znalazłam w nim sojusznika. Sojusznik jest potrzebny każdemu rodzicowi, który walczy z problemami rozwojowymi dziecka. Niekoniecznie musi być to drugi rodzic. Przyda się starsza siostra/brat, wujek, dziadek, babcia – ktoś, kto będzie towarzyszył dziecku w tej trudnej drodze, wspierał je i przede wszystkim: wymagał.

 

Mam nadzieję, że Tacie nie zabraknie zapału, a motor się nie znudzi. Jedno jest pewne: tych dwóch zawsze znajdzie wspólny język. A w przypadku Promyczka, dla którego język to podstawa, taka współpraca zapowiada sukces.