Tak się złożyło, że dla Mamy Promyczka przyszedł ostatnio czas refleksji i posumowań. Również dlatego, że została mamą sześciolatka (a niebawem będzie także dumną mamą ośmiolatki).
Można powiedzieć sobie, że wszelkie cezury są umowne, daty i rocznice mają znaczenie czysto symboliczne, mamy dokładnie tyle lat na ile się czujemy. Mama uważa jednak, że sześć lat brzmi dumnie i oznacza już poziom świadomości, którą potrafi wyobrazić sobie ktoś dorosły, na przykład Mama Promyczka, która pamięta coś niecoś z czasów, gdy sama była sześciolatką.
Ciekawe, jakie wspomnienia koduje sobie właśnie Promyczek. Mama czytała kiedyś w uczonym artykule, który w 99 proc. zapomniała, że warunkiem trwałego zapamiętywania jest mowa. To oznacza, że pierwsze wspomnienia u dzieci mogłyby pochodzić z okresu, gdy miały 3-4 lata, a u mojego Promyczka ten zapisany w pamięci czas przesunąłby się na okres jeszcze późniejszy. Teraz Promyczek niewątpliwie zapamiętuje, rozumuje, kombinuje, wyciąga wnioski i czasem doprowadza Mamę na skraj załamania nerwowego. Ale gdyby Mama miała zrobić bilans, okazałoby się, że Promyczek przyniósł do jej życia wiele słońca.
Słońca i wiedzy. Mama Promyczka dzięki Promyczkowi wie już na pewno, że można przeczytać duże stosy książki, uważać się za osobę wykształconą i rozgarniętą, i mimo to popełniać błąd za błędem. To może przykra konkluzja, zwłaszcza dla osoby zabierającej się za kolejny stos książek. Z drugiej strony przekonanie o tym, że błędy (w wychowywaniu dzieci, i błędy w ogóle) są nieuchronne, można przyjąć z pewną ulgą.
Mama tak bardzo kochała swojego Promyczka, od chwili, kiedy strasząc dość fioletowym odcieniem skóry (który Mamie z jakichś względów się podobał) pojawił się na świecie, a jednak początkowo nie potrafiła zająć się nim tak jak należy. Potem nawet usłyszała w gabinecie jakieś straszne sformułowania w rodzaju „zaniedbanie emocjonalne” (chodziło mniej więcej o to, że sześciomiesięczny Promyczek został w domu z nianią, a mama poszła do pracy), mówiono jej, że „wzmacniała” nie to co trzeba i chociaż nie jest najgorszą matką świata („bo mogłaby leżeć pijana na podłodze”, tak, to naprawdę jest cytat), to jednak do odpowiedzialnej i rozsądnej matki jej daleko.
Całą tę krytykę Mama przełknęła, i nawet jakoś bardzo jej ona nie dopiekła, bo ważne było wtedy zupełnie coś innego. Za to teraz już wiem o sobie na pewno, że mogę działać w najlepszych intencjach i się pomylić.
Promyczek pokazał Mamie również to, ile jest gotowa dać z siebie, jeżeli naprawdę jej na czymś zależy. Że może dzień w dzień siadać ze swoim synkiem do bardzo monotonnych z początku ćwiczeń i wskrzeszać w sobie entuzjazm, nawet jeśli właśnie miała zły dzień i ogólnie miałaby ochotę zaszyć się gdzieś głęboko i przespać zły czas. Mama była gotowa ignorować swoje potrzeby, choroby i stany duszy, bo miała coś ważniejszego na głowie. I proszę nie odbierać tego jako pochwały męczennictwa, którego Mama bynajmniej nie popiera, wręcz przeciwnie. Mama traktowała swoją misję z Promyczkiem w zupełnie innych kategoriach i gdyby ktoś chciał ją powstrzymać albo wyręczyć, mogłoby dojść do rękoczynów.
Mama dowiedziała się i tego jak wrażliwe, plastyczne i nieprzewidywalne jest dziecko. Wrażliwe, ponieważ Mama podejrzewa, że wszystkie problemy Promyczka wzięły się właśnie z jego dużej wrażliwości (niezawiniony spadek po Mamie, prawdopodobnie); plastyczne, bo w stosunkowo krótkim czasie Promyczek przeszedł niezwykłą przemianę, od małego histeryzującego gnoma do wzorowego przedszkolaka; nieprzewidywalne – bo Mamie, znanej z tego, że wymyśla przeróżne scenariusze zdarzeń, nie starczyło wyobraźni, żeby przewidzieć, jak potoczą się losy jej Promyczka i całej promyczkowej rodziny.
O mamach myśli się raczej, że to one kształtują osobowość swoich dzieci, a Mama sześcioletniego Promyczka myśli dziś sobie, że to Promyczek ukształtował ją taką, jaka jest dziś.