Mądre nagradzanie

posted in: Trudne zachowania | 0

Jeżeli chcesz zmienić zachowanie swojego dziecka, nagrody są znacznie skuteczniejsze niż kary. Tak jak proces nasycania dziecka uwagą, również nagradzanie wymaga od nas obserwacji: dostrzegania pozytywów warto się nauczyć.

 

Pamiętam spacer po parku w towarzystwie pewnej mamy, która opowiedziała mi historię swojej córki. Dziewczynka zmieniła przedszkole i w nowym miejscu nie potrafiła się zaaklimatyzować. W efekcie zamknęła się w sobie, stała się dzieckiem nieuczestniczącym w zabawach, przedszkolanki skarżyły się na nią, wskazywały, że niezbędna jest konsultacja u psychologa. Mama poszła za tą radą. Następnie przekazała paniom w przedszkolu podstawowe zalecenie: córkę należy nagradzać za każde pozytywne zachowanie. Na co usłyszała bezradną i nieprofesjonalną odpowiedź: „Ale za co my miałybyśmy ją nagradzać?”.

Pytanie świadczy o bezradności, bo w istocie panie nie wiedziały, jak podejść do problemów tego dziecka. O braku profesjonalizmu, bo każde, absolutnie każde dziecko robi wiele rzeczy dobrze.

 

Tu odwołam się do przykładu mojego synka. Kiedy zaczęłam chodzić z nim na terapię do psychologa, też czułam się bezradna. Wydawało mi się, że jego ataki złości i upór trzeba rozbić przede wszystkim żelazną konsekwencją i karami. Wtedy usłyszałam, że wzmocnienia pozytywnych zachowań są znacznie bardziej efektywną bronią.

 

Nagradzanie jest fantastyczną metodą prowadzącą do utrwalenia pozytywnych zachowań. Niech to będzie samodzielne włożenie bucików na prośbę mamy; albo zjedzenie porcji płatków łyżką bez dłubania w niej palcami; każdorazowe wykonanie polecenia, zwłaszcza wtedy, kiedy dziecko nie ma na to ochoty.

Przykład: mama chce wracać do domu, dziecko uparło się, że chce zostać na placu zabaw. Jednak ulega perswazji, opuszcza miejsce, nawet płacząc i złoszcząc się – jednak idzie dzielnie przy mamie i powinno zostać nagrodzone.

 

Szczypta słodyczy

W naszym przypadku rolę nagrody w takiej sytuacji doskonale pełniły tic-taki lub inne podobne drobne cukiereczki. Pani terapeutka zaproponowała nam inną, znacznie bardziej przemyślaną metodę nagród (opisaną w rozdziale „Kulki, naklejki, magiczne żetony”) – stosujemy ją teraz i rzeczywiście przynosi efekty. Jednak na pierwszy ogień proponuję tic-taki. Obdarowywanie słodyczami generalnie nie jest godne polecenia, ale te małe cukiereczki mają szereg zalet. Są małe, zmieszczą się do kieszeni, do torebki, w paczce jest ich sporo. I podobno mają tylko dwie kalorie.

 

W przypadku małych złośników trzeba działać szybko i skutecznie. Dlatego warto mieć coś pod ręką, by wyróżnić dobre zachowanie albo rezygnację ze złego zachowania. Podobno warto umówić się z dzieckiem i ustalić, jakie konkretne zachowania kwalifikują się do nagrody. Z dzieckiem, u którego występuje zaburzenie rozwoju mowy taka umowa jest sprawą dość trudną – nie mamy informacji zwrotnej o tym, co zrozumiało. Ja początkowo działałam po omacku, nagradzałam wszystko, co tylko mogłam w zachowaniu syna, bo zależało mi, żeby zrozumiał zasadę przyczynowo-skutkową, związek logiczny między wykonaniem mojego polecenia a cukierkiem.

 

Wystarczyło parę dni, żeby metoda się przyjęła. Wtedy mogłam pokusić się o zmniejszenie liczby nagród. Przykładowo, nie nagradzałam już każdorazowo założenia bucików, robiłam to co któryś raz. Szybko zauważyłam, że w wyobrażeniu o świecie, jaki miał mój synek pojawiła się abstrakcyjna kategoria: nagroda. Tic-tac przestał być smacznym cukierkiem, lecz stał się symbolem sukcesu. Czasami Promyczek nawet go nie zjadał: bawił się nim, wkładał do plecaka, jak trofeum.

 

Z drugiej strony pojawiło się nowe pole do wymuszeń. Syn wielokrotnie i bezpodstawnie domagał się cukiereczków. W takiej sytuacji nigdy przenigdy nie wolno ulec, inaczej tic-tac straci swoją czarodziejską moc. To my jesteśmy szafarzami nagród, to my zasiadamy w jury. Aby otrzymać cukiereczka, trzeba choć odrobinę się natrudzić – w wybrany przez nas, dorosłych sposób.

 

A to już zasłyszane w gabinecie, sami nie testowaliśmy, ale warto mieć to na względzie: dzieci są mistrzami manipulacji. Jeżeli zauważyły, że rodzice chwalą za pozbieranie śmieci, mogą rozrzucić je po raz drugi, żeby następnie je pozbierać i powtórnie zgarnąć nagrodę; chłopiec, który widzi, że entuzjazm budzi zakładanie kapci, zgubi je po raz drugi, by znów mieć okazję na poprawne zachowanie i nagrodzenie. Taką sytuację warto w porę wychwycić – bo to my powinniśmy sterować grą, nie dziecko. Najlepiej szybko skierować uwagę małego spryciarza na inne tory.

 

Kulki, naklejki, magiczne żetony

To świetna metoda dla dzieci starszych, a także dla małych buntowników choć trochę okiełznanych. Początkowo Promyczek był zbyt niedojrzały na zaakceptowanie reguł tej gry, którą jednak podjęła z ochotą jego starsza siostra. Teraz z powodzeniem bawimy się wszyscy.

 

System polega na tym, że nagroda, na którą pracuje dziecko, jest odroczona w czasie. Nagrodą może być: zabawa przez określony czas specjalnie wybraną zabawką, oglądanie przez określony czas telewizji, gazeta dla dzieci, czas na wyłączność z rodzicami. Ważne jest to, by nagroda miała dla dziecka wartość.

 

Żeby otrzymać taki atrakcyjny dar, trzeba się jednak natrudzić i zebrać odpowiednią ilość żetonów. Taki żeton (nam zaproponowano szklane kulki) otrzymuje dziecko w takich sytuacjach, w jakich kiedyś wręczaliśmy tic-taki, to nagroda za konkretne, dobre zachowania (tu warto się umówić, za co są kulki). Przykładowo, zebranie pięciu kulek jest warunkiem otrzymania nagrody.

 

Ja zmodyfikowałam lekko tę metodę, ponieważ po raz pierwszy stosowałam ją na wyjeździe: kupiłam dla dzieci malutkie zeszyty i naklejki, które każde z nich mogło wklejać. Za zebranie sześciu (w przypadku starszego dziecka) i czterech (w przypadku młodszego) – punktacja w oparciu o liczbę lat – wręczałam na 20 minut wybraną zabawkę, którą wspólnie się bawiliśmy.

 

W przypadku starszego dziecka takie postępowanie od razu zaczęło przynosić efekty. Syn również każdorazowo cieszył się z naklejki, lecz nie przedstawiała dla niego takiej wartości – cieszył się, bo obserwując siostrę zauważył, że naklejka jest czymś pożądanym.

 

Ostatnio, po kilkumiesięcznej przerwie, wróciliśmy do naklejek. Każde z dzieci może zarobić jedną dziennie w zamian za sumienne przykładanie się do ćwiczeń, jakie regularnie wykonujemy. Za dziesięć naklejek będzie nagroda – gazeta.

 

A oto jak to u nas wygląda:

Zeszyciki z naklejkami

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Uwaga końcowa: w przypadku żetonów, naklejek, kulek uważam za bardzo istotne, by były wręczane dzieciom w szczegółowo określonych sytuacjach: za nakarmienie zwierzątka, za sprzątnięte biurko, za pomoc w gotowaniu. Jeżeli nie będzie zasad, dziecko – co zupełnie naturalne – będzie starało się wymusić otrzymanie dodatkowych mini-nagród w sytuacjach, które samo stworzy („Czy za to, że ładnie umyłam ręce dostanę naklejkę?”; „Zjadłam ładnie obiad, dostanę naklejkę”, itp., itd.). Wiem, bo zaobserwowałam to we własnym domu.