Mowa – jak przyspieszyć bieg zdarzeń

posted in: Rozmaitości | 0

Cudownie, gdy wszystko przychodzi samo i o czasie. Gaworzenie, pierwsze słowa, najpierw będące echem naszych własnych słów – w uczonym języku nazywamy to echolalią – potem pierwsze frazy z sensem, zdania, najpierw lekko kaleczone, z czasem coraz bogatsze i poprawniejsze. Tak jest najczęściej, lecz są jeszcze niepokorne Promyczki idące innym rytmem.

 

Przychodzi jednak taki etap w życiu, gdy należałoby przyspieszyć naukę i dogonić innych, choćby po to, żeby poradzić sobie w szkole.

Promyczek w tej chwili jest chłopcem, który całkiem dobrze radzi sobie z mową, lecz na tle rówieśników wypada słabo – niedawno zdmuchnął sześć świeczek na torcie, lecz pod względem rozwoju mowy dałabym mu może 4,5 roku. Można powiedzieć, że taka ocena jest bez sensu, i tylko w części słuszna. Promyczek na przykład zna już wiele liter, co dawałoby mu przewagę w grupie młodszych dzieci. Również intelektualnie jest mu znacznie bliżej do rówieśników niż do dzieci młodszych. Ale mówi jeszcze niewyraźnie, często niegramatycznie.

Pomyślicie może, że za wiele od Promyczka wymagam, że powinnam dać mu tyle czasu, ile potrzebuje na naukę mówienia. Jednak Promyczek nigdy nie szedł zwyczajnym rytmem i dlatego teraz zamiast maszerować musi się ścigać.
Zupełnie niechcący znowu rozpisałam się o nas, natomiast moim zamiarem jest przedstawić wam metody, które – mam nadzieję – przyspieszają rozwój mowy. Dedykuję go zwłaszcza dzieciom, które z różnych powodów mówią gorzej niż ich koledzy. Natomiast dla rodziców wszystkich dzieci uczących się mówić (terminowo i kalendarzowo) te ćwiczenia mogą być inspiracją do mądrej zabawy:

1.
Definiowanie. Najprościej wytłumaczyć, że „mama” to… mama. Dzieciom, którym trudno jest zdefiniować dane słowo, warto zadać maksymalnie dużo pytań pomocniczych. Można zapytać, jakiego koloru mama ma włosy; czy jest wysoka; co lubi jeść; czy pracuje; Jeśli pytamy o słowo „pies”: zapytajmy, czy to zwierzę (przy okazji sprawdzimy, jak dziecko radzi sobie z podziałem na kategorie – owoce, warzywa, zwierzęta, meble…), czy ma cztery czy dwie nogi (i przy okazji możemy poprosić o wskazanie innych zwierząt, które mają cztery nogi i tych, co mają dwie). Definicja może być punktem wyjścia do bardzo pouczającej rozmowy. A zatem ustalamy, że stół jest z drewna. Jakie inne przedmioty mogą być zrobione z drewna? A skąd się bierze drewno?

2.
Mamy już definicję, lecz teraz zwiększamy stopień trudności: będziemy porównywać. Znowu bierzemy fiszki z obrazkami i zestawiamy ze sobą w pary: kot/pies; albo: jabłko/pomarańcza… Zadaniem dziecka jest wydobyć te wszystkie cechy, które różnią dwa obiekty oraz te wspólne: jabłko i pomarańcza są owocami; mają pestki; są słodkie; można z nich zrobić sok. Ale: mają inny kolor; inny smak; po jabłku jest ogryzek.

Ciekawe jest takie opisywanie świata. Razem z Promyczkiem doszliśmy do wielu zaskakujących wniosków. Okazało się, że obiekty pozornie zupełnie ze sobą niezwiązane mają cechy wspólne: tygrys i rzodkiewka – mają ogonki! Pokłóciliśmy się kilka razy i to dość ostro. Raz na przykład o kota i o psa. Promyczek uparł się, że pies jest zawsze duży, a kot mały. Nie chciałam się zgodzić, przekonywałam, że są przecież małe psy – tak małe, że można je schować do torebki. Tu już Promyczek naprawdę się obraził, bo nasz domowy pies rzeczywiście jest duży i nikomu nie przyszłoby do głowy chować go do torebki. Zabrnęliśmy w ślepą uliczkę, i obojgu nam było z tym źle: Promyczek się rozpłakał, a ja się zezłościłam. Trudno jest bronić swoich poglądów, ale jeszcze trudniej ustąpić.

3
Opowiadanie historii. Im większy zasób słów u dziecka, tym wdzięczniejsze jest to zadanie. A przy okazji możemy odkryć, że nasz Promyczek zna znacznie więcej słów, niż podejrzewamy. Pomoże nam dowolna ilustrowana książeczka. To może być lektura, którą dziecko zna – wtedy opowieść będzie się bardziej kleić. Ale nawet ciekawsze jest sięganie po książki, które jeszcze nie były czytane. Wtedy można stworzyć zupełnie nową historię. Łączenie obrazków w spójną opowieść to trudne zadanie, lecz świetnie rozwija myślenie: trzeba znaleźć związki przyczynowo-skutkowe między dwoma ilustracjami. Trzeba domyślić się, dlaczego bohater jest zły albo dlaczego się boi – rozmowa o tym może być bardzo odkrywcza również dla nas rodziców, bo dowiemy się, co zdaniem naszego dziecka jest straszne i co wywołuje złość.

 

A propos opowieści, opiszę wam jeszcze takie ćwiczenie zaproponowane nam przez panią psycholog. Potrzebne są nam fiszki. My do tego celu korzystaliśmy z fiszek do nauki angielskiego.

 

Pomysł polega na tym, żeby wybrać cztery karty i powiązać je logicznie w krótką historię. Np.:

Prosimy dziecko, żeby powtórzyło naszą historię. A następnie zmieniamy układ kart. Możemy wtedy poprosić dziecko, żeby ułożyło swoją własną historię, albo wymyślić ją samemu.

Zysk z tego ćwiczenia to nie tylko rozwój mowy. Uczymy zapamiętywania, a także elastyczności w myśleniu. Bo związki przyczynowo-skutkowe ulegają zmianom, choć to przecież ci sami bohaterowie.